Zabrałam się dziś za pisanie anglojęzycznej wersji bloga, ale jakoś mi to nie idzie. Nie wiem dlaczego, ale języki obce zawsze były moją słabą stroną. Zrobiłam trochę notatek "na brudno", ale chyba poproszę kogoś o sklecenie sensownych kilku zdań. Jeśli chodzi o terminologię medyczną w języku angielskim, to zdążyłam opanować ją w ciągu tych ostatnich trzech lat czytania różnych artykułów, ale problemem jest dla mnie gramatyka.
Piotruś na dzień dzisiejszy cieszy się, że poleci samolotem do "pana plofesola". Ten zrobi mu w serduszku "fontannę" (oper. met. Fontany:), a później Piotruś będzie już mógł biegać, jeździć na rowerze, wspinać się na drzewa i szaleć na potęgę. Oświadczył przy okazji, że nie jest już dzieckiem, lecz dużym, dorosłym chłopcem. Z takim podejściem do sprawy go na razie zostawiamy - od martwienia się są rodzice. Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas. Nigdy nie kłamiemy Piotrka, jeśli chodzi o różne sytuacje medyczne, zabiegi itd. Za każdym razem, gdy idziemy pobierać krew, jedziemy do szpitala lub na badania, tłumaczymy mu co będzie się działo i jesteśmy z nim, jeśli to tylko możliwe. Piotrkowi nie pobierają krwi w zwykłych ośrodkach. Ze względu na liczne zrosty oraz zagęszczoną krew (hemoglobina powyżej 18, hematokryt 54) chodzimy pobierać krew do szpitala. Tylko z żyły, nigdy z palca. Nigdy nie płaczę przy nim, nie rozczulam się nad jego sytuacją, a w trakcie różnych zabiegów pocieszam go uśmiechem, trzymam za rączkę, ale najskuteczniejsze jest odwracanie uwagi różnymi bajerami, pytaniami. Np. w trakcie pobierania krwi pytam go, co chciałby dostać od Mikołaja... Działa. Płacze, wiadomo, jest jeszcze malutki... Ale szybko zapomina o bólu. Swego czasu chodziliśmy z nim na testy alergiczne we dwójkę, kupowaliśmy mu z tej okazji nowe zabawki, by się nimi zainteresował. Po każdym medycznym przejściu obowiązkowo kupujemy nową zabawkę, ale nie rozpieszczamy go jakimiś wypasionymi wynalazkami. Idziemy do pepco po autko za 5 złotych, domino czy pchełki, ostatnio Piotrek wybrał sobie plastikowe warzywa i owoce:)
W październiku, gdy Piotrek przechodził ostatnie cewnikowanie serca, pozwolono mi go odprowadzić do samej sali zabiegowej. Byłam wtedy w 6 miesiącu ciąży z Paulinką. Piotruś jechał sobie spokojnie na łóżku... Gdy weszliśmy do sali, trochę się przestraszył, czekał na niego już cały zespół anestezjologów, kardiologów, pielęgniarek. Szybki buziaczek, wręczono mi ubranko, płaczący Piotruś trafił na stół pod wielką lampę i ja musiałam już wyjść... Trzymałam się do końca, bo za drzwiami, gdy dziecko już nie widzi, nie tyle można, co trzeba się rozpłakać. Tłumienie emocji nie jest zdrowe.
Idzie jesień - pracujemy nad odpornością. W zeszłym sezonie sprawdził się nam syrop Imunoglukan pobudzający naturalną odporność. Jest dosyć drogi, ale warto zainwestować. Zeszłej jesieni Piotruś chory był tylko raz, a infekcję złapał w szpitalu. Całą zimę był zdrowy, pochorował się nam trochę w lutym podczas przeprowadzki. Oprócz Imunoglukanu podaję mu teraz preparat OmegaMed oraz probiotyki, gdyż jest świeżo po antybiotykoterapii. A poza tym robimy herbatkę rozgrzewającą: do dzbanka herbaty dodaję kilka goździków, 1/4 łyżeczki imbiru i tyle samo kardamonu, trochę więcej cynamonu (najlepiej wrzucać taki w laskach, ale jest droższy), syrop malinowy i trochę cytryny. Można też wrzucić do kubka plaster pomarańczy, ale bez skórki (robi się gorzka). Polecam na jesienne wieczory:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz