niedziela, 5 maja 2013

W piątek późnym wieczorem wróciliśmy do domu. Dzieci zdążyły już trochę odetchnąć, my zresztą też. W wolnej chwili wrzucę kilka zdjęć i podsumuję nasz wyjazd. Najważniejsze jest to, że Piotruś w tak krótkim czasie po operacji stał się wydolny jak zdrowy chłopczyk. Bez problemu pokonuje spacerkiem dystanse, które wcześniej były dla niego nieosiągalne. Nie jest już siny, nie ma zadyszki, saturacje stale utrzymają się powyżej 90%, bardzo często nawet 97 i więcej. Minie trochę czasu, zanim całkowicie będzie w formie, czeka go rehabilitacja. Jego mostek musi się na nowo zrosnąć , muszą zagoić się rany po operacji i drenach. Mamy mały problem, gdyż Piotrek nie chce podawać paluszka do codziennego pobierania krwi do pomiaru INR (krzepliwość krwi) - musimy codziennie wieczorem ukłuć go "długopisem" w paluszek i dokonać pomiaru - zależnie od wyniku dawkujemy lek - warfarynę. No i mamy cowieczorny mały cyrk: Piotrek piszczy, krzyczy, ucieka, wyrywa się. Jest mi go żal, ale nie mamy niestety wyboru. Myślę, że z czasem się przyzwyczai - rodzice innych dzieci mówią, że po pewnym czasie maluchy sam podają już paluszek do ukłucia.

2 komentarze:

  1. Co za szczęście, że już wszystko dobrze i Piotruś wraca do zdrowia. A walka z kłuciem paluszka, cóż, pewnie, że to uciążliwe, ale cóż to jest w porównaniu z tym, co groziło Piotrusiowi jeszcze kilka tygodni temu. Mocne uściski dla Piotrusia i Paulinki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, bardzo się cieszę,że wszystko się dobrze układa. Oby tak dalej! Życzę dużo zdrowia, wielu radosnych chwil w rodzinnym gronie, spełnienia marzeń oraz wszystkiego najlepszego. Pozdrawiam, mama Tymka.

    OdpowiedzUsuń