Ostatnio mamy życie na wariackich papierach. Paulinka brała zastrzyki przez 10 dni, bo oczywiście zaraziła się od Piotrka, a kilka dni później Piotrek chory był ponownie, ale szybko stanął na nogi, bo od razu dostał antybiotyk. W niedzielę oczywiście, na dyżurze pediatrycznym, bo nasze dzieci upodobały sobie raczyć nas chorobowymi niespodziankami właśnie w weekendy.
Pogoda tragiczna, w domu sucho, bo co otworzy się na dłużej okno, to wszystkich wywiewa. My także nie możemy się doleczyć z różnych drobnych infekcji, a to ból gardła, a to jakiś katar i tak wiecznie coś. Czekamy, jak wszyscy, na wiosnę, która w tym roku nie chce do nas przyjść.
Załatwiamy ostatnie formalności przed wyjazdem. Kupiliśmy bilety lotnicze, zarezerwowaliśmy miejsce w hotelu przy klinice. Podpisujemy i wysyłamy różne dokumenty. Po świętach muszę zrobić ostatnie zakupy. Piotrek wyrósł z piżam, które kupiłam specjalnie do szpitala na styczeń. Raz, że miał po tym całym chorowaniu jakiś skok rozwojowy i po prostu urósł, a dwa - skurczyły się ciut w praniu i młodemu wystaje brzuszek spod koszulki a spodnie sięgają do pół łydki :)))) Styczeń a kwiecień to cztery miesiące różnicy, a u malucha to dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz